Święty Marek w dzisiejszej ewangelii ukazuje Jezusa, który w swej podróży napotkał pewnego człowieka. Nawiązuje się między nimi rozmowa o swoistej recepcie na zbawienie, co należy czynić, by tego zbawienia dostąpić. Jezus- można powiedzieć- „prześwietlił” rozmówcę. Daje mu wskazówki, co można zrobić jeszcze, ponad przestrzeganie przykazań Bożych, aby być lepszym człowiekiem. Radzi spotkanemu człowiekowi, aby ten rozdał majątek ubogim, wówczas zyska „skarb w niebie”. Zarazem jak już to uczyni, to zaprosił Jezus człowieka, by za Nim poszedł. Wędrowiec posmutniał, później Jezus wyjaśnia uczniom, jak to wiele ludzi pokłada ufność w bogactwach. Nawet i uczniowie się przerazili.
O co w powyższej ewangelii chodzi? Zbyt dosłownie rozumując, niejako „z klapkami na oczach”, wywnioskujemy, iż jeśli człowiek jest trochę bardziej majętny, no to już Pan Bóg grozi palcem. A jeśli tak ktoś odważyłby się być milionerem, to…. Wyrok już zapadł! Do piekła już jest wyrobiona platynowa karta z gwarancją miejscówki. Czy o to Bogu chodzi? Jasne, że nie! Kluczowym słowem jest tu POKŁADANIE NADZIEI! Odpowiedzenie sobie na pytanie, „kto jest moim Bogiem?”, zapytanie samego siebie, „czy moim Panem jest Jezus, który ma wszelką władzę na niebie i ziemi oraz jest Panem czasu i wszelkiego stworzenia?” ; może wersja alternatywna: „pieniądz jest moim bogiem przez małe „b” i ma iluzoryczną władzę na niebie i ziemi, jest iluzorycznym panem przez małe „p” czasu i dóbr wszelakich.” Myślę, że można mieć bardzo zdrowe podejście i o nie właśnie Bogu chodzi. Tak nieco przejaskrawiając w celach- nazwijmy- dydaktycznych, załóżmy że jest biznesmen. Wychodzi ze swego pięknego domu z kubkiem late w ręce, patrzy na basen, aktualnie pan Artur wykonuje zabiegi pielęgnacyjne, by woda była czysta. Woła do niego: „Arturze! Witaj! Zrób sobie za chwilę przerwę i zapraszam do środka na jajecznicę.” Później biznesmen wyciąga pilota i naciska guziki. Otwierają się bramy czterech garaży. Tam stoi luksusowy Mercedes, elegancki suv, dalej jeszcze małe auto sportowe żony oraz odrestaurowane fajne auto zabytkowe. Bogacz się rozgląda z uśmiechem i mówi pod nosem: „Jezu, wszystkich bliskich mam i wszystkie dobra mam dzięki Tobie. Właściwie jeśli się uprzeć to wszystko jest Twoje, Panie. Dziękuję Ci za wszystko to co mam, Jezu! Dobra, nie ma co tracić czasu. Jadę do fabryki dojrzeć, co tam w firmie się kręci. Krysię z magazynu zapytam, czy rehabilitacja jej córki dobiegła końca. Dam jej pieniądze, jak będzie trzeba!” Czy ten człowiek z historyjki jest zły, że ma pieniądze? Taki bogacz jest Człowiekiem przez duże C! Bogu taki majętny człowiek się podoba. Wie, gdzie jego miejsce, wie, kto jest jego Bogiem. Inna sprawa, że my oceniamy tak łatwo drugiego człowieka o dużo grubszym portfelu, niż nasz, myśląc: „Nowak ma pięć sklepów, dwie hurtownie, jakie fury wypasione. A żeby mu to wszystko szlag trafił! Drań jeden bez wysiłku od wujka dostał…” Niech ten bogacz ma…. Ale niech będzie ludzki w swoich działaniach, a my go doceńmy i nie przeklinajmy. Ja wiem, iż rzeczywistość nieraz jest taka, że biznesmen siedzi w niedzielę w pierwszej ławce w nawie głównej kościoła i pokonuje siłą głosu księdza w „pojedynku na alleluja”, a od poniedziałku jeden pracownik sklina w myślach na niego, drugi się zwalnia, a trzecia pracownica bierze L4, bo nie wytrzymuje już tego stresu, który w pracy zgotował szef z pierwszej ławki na niedzielnej mszy. Dlatego na koniec niech to będzie złotą myślą, że musimy rozdać, oddalić od nas bogactwo to takie negatywne, ale nie tak dosłownie w postaci gotówki, ale to „bogactwo przywar” naszych i „bogactwo naszych bożków”, które w pierwszej kolejności zasłaniają Jezusa, który uczył na ziemi i do dziś uczy miłości do drugiego człowieka, a w drugiej kolejności- i to się wiąże z pierwszym- one zasłaniają drugiego człowieka- brata, sąsiada, kolegę w pracy. |