Rozważania naszych Kleryków

XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

Dzisiejsza Ewangelia opowiada o spotkaniu Jezusa z trędowatymi. Interesujące są okoliczności tego wydarzenia — Jezus spotyka dziesięciu trędowatych nie przy synagodze ani na rynku, lecz u wejścia do wioski. Oznacza to, że trędowaci znajdowali się poza bramami, a mieszkańcy, obawiając się zarażenia, nie pozwalali im wejść na ulice. Wygnani, dożywali swoich dni bez żadnej nadziei na uzdrowienie.

Kim byli? Prawdopodobnie jeszcze kilka lat wcześniej byli całkiem dobrze sytuowanymi ludźmi — może kupcami, rzemieślnikami, rolnikami. A przez złośliwy zbieg okoliczności znaleźli się na samym dnie społeczeństwa, które mówiło im jednoznacznie: „Wasza choroba to kara Boża za wasze grzechy”. Tak wierzono w starożytnym Izraelu — „caraat”, czyli trąd po hebrajsku, był uważany za karę za bluźnierstwo i poważne przewinienia moralne.

Dziesięciu zupełnie samotnych ludzi stoi z dala od tętniących życiem ulic i głośno woła o pomoc do Jezusa, Nauczyciela. Dlaczego właśnie do Niego? Zapewne słyszeli od przechodniów, że Nauczyciel z Nazaretu czyni cuda. Czemu by nie spróbować? Może jest wybitnym lekarzem? Dobrze byłoby jeszcze wiedzieć, ile będzie kosztować leczenie…

Jezus, słysząc ich rozpaczliwe wołanie, nie żąda żadnej zapłaty, lecz odsyła ich do kapłanów. Dlaczego do nich? Tylko kapłani mogli oficjalnie potwierdzić uzdrowienie z trądu — taka była tradycja żydowska. Jezus po raz kolejny podkreśla, że przestrzega Pisma.

Ewangelia mówi nam, że jeszcze w drodze wszyscy trędowaci zostali oczyszczeni. Cud? Bez wątpienia! A jaka była ich pierwsza reakcja? Prawdopodobnie z radości pobiegli do swoich rodzin, wrócili do środowiska, które jeszcze niedawno ich odrzucało. Byli trędowaci znów stali się „normalnymi ludźmi”, z którymi można robić interesy, świętować szabat, napić się wina, porozmawiać o nowinach.

Ale co by było, gdyby ktoś z ich znajomych zachorował na trąd? Postąpiliby dokładnie tak samo, jak postępowano z nimi — wyrzuciliby chorego z ulic, odrzucili jako grzesznika i przestępcę. Przeżyte cierpienia i samotność nie zmieniły ich wewnętrznie. Gdzieś podświadomie zgadzali się z tym, że trędowatego należy traktować z pogardą. Tak się dzieje, gdy człowiek nawet po przejściu przez nieszczęścia pozostaje emocjonalnie głuchy na cierpienie innych i nie wyciąga lekcji z sytuacji. Lepiej wszystko wymazać, zapomnieć jak zły sen!

Tak postąpiło dziewięciu z dziesięciu uzdrowionych. Ale był jeszcze jeden — Samarytanin. Człowiek dla Żydów obcy, przybysz, a więc podwójnie pogardzany. On wyciąga zupełnie inny wniosek z cudu. Obcy nie idzie w stronę domu i góry Garizim, lecz wraca do Nauczyciela, by z całego serca podziękować Jezusowi. Rozumie, skąd pochodzi uzdrawiająca Moc i Światło, dlatego pada na ziemię przed Chrystusem.

Chrystus zadaje pytanie: gdzie jest pozostałych dziewięciu? Tych, którzy z urodzenia i wychowania należą do narodu wybranego? Dlaczego tylko jeden cudzoziemiec wrócił, by oddać chwałę Bogu? Pytanie Boga pozostaje bez odpowiedzi — pobożna wioska milczy.

– Wstań i idź, twoja wiara cię uzdrowiła – mówi Chrystus obcemu.

Umiejętność dziękowania Bogu to rzadki dar. Dziękować — to uznać swoją słabość i jednocześnie pochylić głowę przed Tym, który ma moc, by ci pomóc. Święty Piotr Damasceński, ojciec Kościoła Wschodniego z XII wieku, pisał: „Każde twoje dziękczynienie to kolejny krok ku Bogu”.

Znacznie łatwiej jest narzekać i być wiecznie niezadowolonym — ale czy to prawdziwa rola chrześcijanina? Czy taka jest wola Boża względem nas?

dk. Piotr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *