Miłosierny Ojciec – Obraz Boga, który zawsze czeka
Umiłowani w Chrystusie, Siostry i Bracia!
Życie to droga pełna wyborów. Każdego dnia podejmujemy decyzje – jedne prowadzą nas ku dobru, inne ku zagubieniu. Czasem myślimy, że wiemy lepiej. Szukamy szczęścia tam, gdzie go nie ma. Pragniemy niezależności, wolności, sami chcemy decydować o swoim losie.
Tak właśnie zaczyna się dzisiejsza przypowieść. Syn marnotrawny, młody człowiek pełen marzeń, opuszcza dom Ojca, przekonany, że znajdzie coś lepszego. Może myślał, że w świecie czeka na niego spełnienie, sukces, szczęście. Może czuł się ograniczany, chciał spróbować życia na własnych zasadach.
Czy nie przypomina nam to naszej własnej historii?
Każdy z nas w jakimś momencie życia odszedł lub oddalił się od Boga. Może przez grzech, może przez pychę, może przez obojętność. Wydawało nam się, że poradzimy sobie sami. Może w pogoni za sukcesem, karierą, przyjemnościami, zapomnieliśmy o Bogu. Może w chwili cierpienia, straty, zwątpienia odwróciliśmy się od Niego, myśląc, że nas opuścił. Ale w końcu, tak jak syn marnotrawny, doświadczyliśmy pustki.
To, co dzieje się dalej, jest kluczowe. Syn przeżywa upadek, traci wszystko, znajduje się w największym upokorzeniu. Dla Żyda sytuacja, w której musi paść świnie – zwierzęta nieczyste – była największym możliwym upokorzeniem. To znak, że znalazł się na dnie. Jest głodny, samotny, zagubiony. Przychodzi chwila, w której zdaje sobie sprawę, jak daleko odszedł.
„A może by tak wrócić?” – pojawia się myśl, która zaczyna w nim dojrzewać.
Ale czy to takie proste?
Nie! Powrót wymaga ogromnej odwagi. Syn nie wie, jak zostanie przyjęty. Obawia się gniewu ojca, odrzucenia, kary. Ile razy my sami zwlekamy z powrotem do Boga? Ile razy wstydzimy się naszych błędów? Odkładamy spowiedź, modlitwę, pojednanie.
Ile razy słyszymy w naszych sercach: „Nie jesteś godny wracać. Bóg cię nie przyjmie”?
To największe kłamstwo złego ducha!
Ewangelia mówi: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko” (Łk 15,20).
Ojciec nie czeka w domu z surową miną. Nie mówi: „Sam sobie jesteś winien!”. Nie krzyczy: „A nie mówiłem?”.
On biegnie do syna!
W kulturze tamtych czasów godny szacunku ojciec nigdy nie biegł – to był znak braku godności. A jednak ten ojciec zapomina o konwenansach. Dla niego liczy się tylko jedno: jego dziecko wróciło!
Bóg jest właśnie takim Ojcem. Nie wypomina, nie rozlicza, nie potępia. On czeka. Wypatruje. Nie patrzy na nasze grzechy, ale na nasze serca. To właśnie jest największą tajemnicą tej przypowieści: nie grzech syna jest najważniejszy, ale miłość Ojca.
Ojciec nie tylko przebacza, ale przywraca synowi godność. Daje mu pierścień – symbol przynależności do rodziny. Daje mu nowe szaty – znak nowego początku. Nakazuje przygotować ucztę – bo to czas radości, a nie kary.
To jest Bóg, który czeka na każdego z nas.
A co ze starszym bratem?
Wielu z nas utożsamia się z synem marnotrawnym, ale czy czasem nie jesteśmy bardziej jak jego brat?
Starszy syn nigdy nie opuścił ojca, był posłuszny, wierny. A jednak w jego sercu nie było radości. Patrzył na powracającego brata z zazdrością, może nawet z pogardą.
Dlaczego?
Bo nie rozumiał miłości Ojca. Wierzył, że trzeba na nią zasłużyć, że miłość zależy od naszych uczynków. Myślał: „Ja tyle lat ciężko pracuję, a on marnował majątek, a teraz ojciec robi dla niego ucztę? To niesprawiedliwe!”
Nie potrafił cieszyć się z miłosierdzia. Jego serce było pełne żalu.
A my? Jak patrzymy na tych, którzy wracają do Boga?
Czy potrafimy się cieszyć, gdy ktoś, kto był daleko, odnajduje drogę do domu? Czy potrafimy przebaczać tym, którzy nas zawiedli? Czy rozumiemy, że Boża miłość nie działa według ludzkich zasad sprawiedliwości?
Przypowieść kończy się w sposób otwarty. Ojciec prosi starszego syna, by wszedł na ucztę. Ale… nie wiemy, co zrobił. Jezus nie dopowiada zakończenia. Bo zakończenie należy do nas.
A co Ty byś zrobił?
Bracia i Siostry, ta przypowieść jest zaproszeniem dla każdego z nas. Może czujemy się jak syn marnotrawny – zagubieni, niegodni, z daleka od Boga. Lub jak jego starszy brat, nie potrafimy cieszyć się z tego, że Bóg kocha każdego – także tych, którzy wracają z daleka? Czy potrafimy ucieszyć się, gdy ktoś, kto długo był daleko od Boga, odnajduje swoją drogę? Ale pamiętajmy: nasz Ojciec zawsze czeka. Nigdy nie przestaje kochać. Nigdy nie zamyka przed nami serca.
Dziś jest czas, aby wrócić. Aby powiedzieć: „Ojcze, zgrzeszyłem”. A On wyjdzie nam naprzeciw, przytuli nas i powie: „Byłeś zgubiony, a znów jesteś mój”.
Nie bójmy się wracać, Ojciec już czeka i wypatruje swoich dzieci.
Katarzyna, studentka WSD KKN