Niebo, miejsce docelowe naszej ziemskiej wędrówki. Nasza stacja końcowa. Co więcej, w drugim czytaniu słyszymy, iż nasza ojczyzna jest w niebie. Czy nie powinniśmy zatem żyć na co dzień namiętnością pragnienia nieba? Słyszałem kiedyś opowieść o księdzu, który miał mszę świętą dla dzieci, oczywiście z kazaniem dostosowanym do nich. Ów ksiądz zrobił eksperyment. Powiedział: „niech podniosą rękę w górę wszyscy, którzy chcą iść do nieba.”- stojąca grupka dzieci przy stopniu komunijnym podniosła ręce do góry jak jeden mąż. Ksiądz ciągnie dalej: „no dobrze. Niech teraz podniosą rękę do góry wszyscy ci, którzy jeszcze dzisiaj za kilka czy kilkanaście godzin chcieliby pójść do nieba.”- w umysłach młodziutkich osób „miga czerwona kontrolka”, coś nie pasuje… No bo jak to tak, dziś? Za kilka lub kilkanaście godzin, przejść do wieczności? „Na tamtą stronę”? Ale zaraz! Za 40, może 60 lat pójdę, nie ma problemu! Ale dziś?! Czasami ktoś jedzie autem lub przekracza bramy pracy, nieważne czy ma 39 lat czy 52, a może 26 lub 60. Nagle Jezus wzywa, czasem i po dłuższej chorobie, „świeca gaśnie”. Boimy się. To normalne, bo nie wiemy, jak to po tej drugiej tronie będzie się odbywało. Każdy z nas- i ja- zadaję sobie pytanie: „co na Sądzie Szczegółowym powiem Jezusowi? A co On mi powie?”. Nasz obraz Boga, nieba, to nie jest wiedza, tylko wiara.
W ewangelii dzisiejszej Jezus przemienia się na górze Tabor wobec Piotra, Jana, Jakuba. Przedstawia swoje prawdziwe oblicze tym trzem. Nie robi tego przed całym ludem. On niczego nie narzuca. Ty czy ja wierzymy, tak- właśnie wierzymy, że jest Bóg w Trójcy Jedyny, że jest niebo, że odchodząc z ziemi, z tego padołu dziś, za tydzień, za 40 lat nic nie tracimy, nic się nie kończy! Tam się dopiero zacznie. Oj, zacznie się… Tam dopiero jest życie prawdziwe. To docelowe, wieczne. Tylko wszystko brzmi pięknie. A jak się tam dostanę? Będę musiał żyć od jutra w pustelni, biczować się. Albo nie! Zostanę męczennikiem lub kogoś uratuję, najlepiej tak, że ja tego kogoś uratuję i żebym sam zginął. Plan idealny! Albo zrobię dziesięć tysięcy dobrych uczynków i pójdę do nieba!- tylko, że niezupełnie tak jest. Bo to niewiedza, albo pycha, że „zarobię sobie na niebo”. Żeby pójść do nieba wystarczy robić swoje co dzień, czynić dobre, małe gesty i wierzyć, że jest Jezus Chrystus, który umarł za ciebie za mnie na krzyżu na okup za grzechy nasze i trzeba czuć pokorę wobec tego i żałować swych błędów, grzechów. To wiara w tę ofiarę Jezusa na krzyżu jest przepustką do nieba. Daj o dobry Boże nie wątpić w to nigdy, wierzyć w to zawsze. Czy i ty wierzysz?
kl. Łukasz